Kupa nieszczęścia...

Lubię gdy życie jest intensywne.
Oczywiście nie przez pełny miesiąc - bo wiek już swoje robi, szybko wykończyć się można.
Ale lubię mieć zaplanowane popołudnia, weekendy.
Gdy pozostawiam dzień bez organizacji - jedno jest pewne - przeleci jak każdy inny i nic z niego mieć nie będę.

Od początku miesiąca mamy same atrakcje!
Tosia skończyła 6 lat!
Były balony, prezenty i - najważniejsze - impreza dla koleżanek i kolegów!
Rodzina dopisała, przyjaciele również.
Małolata szczęśliwa.


 





Na dokładkę, na weekend zawitaliśmy do Zwardonia.
Koniec świata.
Cudowna cisza.
Brak przeładowań na szlaku.
Mniejsza komercja niż we Wiśle czy Ustroniu.
Cisza, spokój, sielanka.
(o Zwardoniu będzie osobny wpis.)

Pozytywnie naładowana wróciłam akurat na wypłaty, które działają na mnie coraz bardziej destrukcyjnie.
Czemu? Hmmm, może kiedyś napiszę o mojej pracy. Tej co była i tej co jest. Jeśli oczywiście temat jest ciekawy....

Więc zaczyna się destrukcyjnie. A od destrukcji do nieszczęścia już blisko.
Czym się objawia kupa nieszczęścia?!
Nieszczęściem wokół mnie....
Moja dobra koleżanka leży w szpitalu (wirusowe zapalenie opon mózgowych!), ojciec mojej koleżanki - dostał udaru w pracy (i nie zaliczą mu tego jako wypadek w pracy!), szykuje mi się dalszy wyjazd do bliskiej osoby - nowotwór, średnie rokowania.

Czy świat nie może zwolnić?
Wiem, że same dobre wieści też nie są ciekawe (przesłodzenie jest bleee!), ale tyle przykrych, złych wydarzeń w tak krótkim czasie - to jak dla mnie - za dużo.
Nie chcę tak!

Chcę by było dobrze - nie musi być cudownie, dobrze wystarczy.
Dlatego dziś jem niezdrowe rzeczy.
Dlatego obejrzę dziś "Me is Vicktoria Beckham" i będę się głośno śmiała.
Dlatego będę chodziła później spać - by czytać jeszcze więcej - bo czytanie sprawia mi radość.
I umyję okna by się zrelaksować ;)

Komentarze

Popularne posty