KOLEŻANKA
Od kilku lat nie używam słowa przyjaciółka.
Mam bliższe i dalsze koleżanki.
Bliższe - to te, którym mogę się zwierzyć z każdego problemu, obgadać męża jak mnie wkurzy czy poplotkować o kolorach torebek :)
A dalsze... Cóż, niby są, ale tak jak by ich nie było.
Dlaczego przyjaciółka nie króluje w moim słowniku?
A no dlatego, że zdarzyło się kilka razy rozczarować.
O ile rozczarowanie w szkole średniej spowodowane było facetem - matko, co za bzdura! - o tyle kolejne rany były/są już dużo głębsze.
A ja mam "złe" nastawienie.
Bo jak się przyjaźnię, to na 110 procent.
Jestem na każde skinienie, zawsze pomogę, ale chciałabym oczekiwać tego samego.
Dlatego wychamowałam.
Nie warto zawsze i dla każdego się poświęcać.
W szczególności dla tych, którzy to mają w nosie.
Dawno temu miałam przyjaciółkę.
Taką na każdą pogodę, na każdy problem, na każde wakacje.
Spędzałyśmy razem wiele czasu, mimo, że dzieliło nas "kilka" kilometrów.
Najfajniejsze w tej całej znajomości było to, że pisałyśmy do siebie listy!
Tak młodzieży - listy.
Przyniesione przez listonosza.
Ze znaczkiem.
W kopercie, którą starannie wybierało się w sklepie papierniczym.
Taki relikt przeszłości.
Cóż - znajomość skończyła się po kilkunastu latach.
I w sumie dobrze, że się tak stało - bo jeżeli mamy robić cos na siłę - odpuśćmy.
Tego odpuszczania musze się jeszcze uczyć...
Mam bliższe i dalsze koleżanki.
Bliższe - to te, którym mogę się zwierzyć z każdego problemu, obgadać męża jak mnie wkurzy czy poplotkować o kolorach torebek :)
A dalsze... Cóż, niby są, ale tak jak by ich nie było.
Dlaczego przyjaciółka nie króluje w moim słowniku?
A no dlatego, że zdarzyło się kilka razy rozczarować.
O ile rozczarowanie w szkole średniej spowodowane było facetem - matko, co za bzdura! - o tyle kolejne rany były/są już dużo głębsze.
A ja mam "złe" nastawienie.
Bo jak się przyjaźnię, to na 110 procent.
Jestem na każde skinienie, zawsze pomogę, ale chciałabym oczekiwać tego samego.
Dlatego wychamowałam.
Nie warto zawsze i dla każdego się poświęcać.
W szczególności dla tych, którzy to mają w nosie.
Dawno temu miałam przyjaciółkę.
Taką na każdą pogodę, na każdy problem, na każde wakacje.
Spędzałyśmy razem wiele czasu, mimo, że dzieliło nas "kilka" kilometrów.
Najfajniejsze w tej całej znajomości było to, że pisałyśmy do siebie listy!
Tak młodzieży - listy.
Przyniesione przez listonosza.
Ze znaczkiem.
W kopercie, którą starannie wybierało się w sklepie papierniczym.
Taki relikt przeszłości.
Cóż - znajomość skończyła się po kilkunastu latach.
I w sumie dobrze, że się tak stało - bo jeżeli mamy robić cos na siłę - odpuśćmy.
Tego odpuszczania musze się jeszcze uczyć...
Komentarze
Prześlij komentarz