Marzenie...

Marzenia - sens życia....
Coś, do czego dążymy, co wyznacza nam ścieżki.
Coś co daje nam siły, radość, chęć do wstawania każdego poranka.

Marzeniem moim jest (na pierwszym miejscu?) -20 kg.
Marzeniem moim jest +20 kg.
Czyli wszystko pozostaje bez zmian...

W czwartki, czasami w środy, mam przesilenie tygodnia.
Budzę się wtedy jak głupia o 5 rano i nie mogę już spać.
Oczywiście nie pożytkuję tego czasu na jeden z licznych obowiązków.
Kawa, cisza w domu - tak, lubię te chwile...

Każdego miesiąca między pierwszym a dziesiątym mój stres osiąga apogeum.
Zakres obowiązków w pracy kumuluje się akurat na pierwsze dwa tygodnie nowego miesiąca.
I choć od 15 miesięcy jestem bardziej szczęśliwa zawodowo to stres robi swoje.

Nie będę rozpisywała się nad moimi obowiązkami - nie ma to znaczenia.
Ale właśnie podczas tych wczesnych, samotnych chwil nachodzi mnie myśl o własnym biznesie.
Wiem, że nie jest to łatwy kawałek chleba.
Wiem, że dużo zależy od szczęścia.
Wiem.

Ale pomarzyć można...
Co bym robiła?
Miałabym kawiarnię.
Z pysznymi home made bezami.
Z brownie ze śliwką czy sero-brownie z wiśniami.
I choć wiem, że noce bym zarywała - dało by mi to szczęście.
Chyba...
A może też tylko na chwilę?

Nie dowiem się dopóki nie spróbuję...

PS: Kasia - jak już poczytasz - nie wahaj się zostawić miłe słowo :)

Komentarze

Popularne posty