Robi się.

Robi się wiele.
Wiele by wyglądać jak człowiek / kobieta. Choć niektórzy uważają, że jedno drugie wyklucza.




Nie wiem czy każda z Was ma tak miłego i sympatycznego, kochającego wręcz męża, który na każdym kroku podkreśla Wasze - hmmm - wady?!

Począwszy od wyglądu - "od trzech lat bierzesz się za siebie i jak wyglądasz?" - a skończywszy na tym co akurat oglądacie - "Znów te bzdury dla idiotów?".
Cóż - nikt nie jest idealny.


Zacznijmy od wyglądu. Cóż - po ciąży zostało tu i tam. Niestety nie daje się już tak łatwo schudnąć jak w czasach studenckich. Ale staramy się. Trzy razy w tygodniu fitness, dieta, dużo ruchu.
Efekt - znów zrzędzenie Małża - "A co z obiadem?", "Kiedy wrócisz, Młodą trzeba wykąpać", "Tak późno wychodzisz?"
Ok.
Siedzimy w domu. Wszystko się błyszczy, lodówka pełna, obiad zrobiony łącznie z deserem.
Co robimy - relaksujemy się przy jakimś idiotyzmie. I to też źle. Bo przez to cofamy się, stajemy się słabe intelektualnie, nie jesteśmy godnymi przeciwnikami w rozmowie.
I tak źle, i tak niedobrze...

Najgłupsze pretensje to jednak są w temacie kasy/oszczędności.
-Nie mam w co się ubrać - jak zawsze :)
- To jedź i kup sobie co potrzebujesz. Nie możesz wyglądać jak bida z nędzą.
Tydzień później
- Ile odłożyłaś na oszczędności po wypłacie? Tylko tyle? To jak my mamy kupić nowe auto....
Oszaleć można - i to niby MY jesteśmy mało inteligentne.

A jak prezentuje się druga strona?
Nie dość, że choruje na "brak możliwości przytycia" - jak wiadomo chudy grubego nigdy nie zrozumie; jest pracoholikiem; My sprzątamy - druga połówka jęczy, że niedokładnie, że ON robi to najlepiej.
I co nam pozostanie?


PS: za kilka tygodni będę tak wymiatać:
Robercik

Komentarze

Popularne posty