Koniec.

Zaczęło się nieśmiało. Bo było gorąco i nieposłusznie.

W ostatnim tygodniu października zeszłego roku Dziecko osiągnęło szczyt buntu, a Babcia osiągnęła szczyt irytacji. Wyjścia nie było  - albo rezygnacja z pracy, albo przedszkole.

I obawy...
Począwszy od tego KTO będzie zajmował się moim dzieckiem, poprzez podejście do jedzenie z niejadkiem, zainteresowanie dziecka zabawą, a na chorobach skończywszy.
Prawda jest taka - że obawy są tylko rodziców. Tylko matki...

I jak fajnie sie zrobiło, gdy się okazało, że dziecko chętnie zje - jak jedzą wszyscy; że Ciocie-Nianie zaopiekują się pod każdym względem - od pomocy przy myciu zębów po ubieranie na spacery; że plastycznie i muzycznie można się rozwijać; że leworęczność dziecka jest fascynacją dla pozostałych dzieci i one też próbuję jeść lewą ręką...

I spokój matki. Spokój, bo wie, że nic złego dziecku się nie stanie, że nawet jak opowie, że stało w kącie to za złe zachowanie "(...)Bo jeździłam samochodem po Sławka nogach(...)".

I spokój... I spokój znów został zachwiany.
Wieczorny telefon - "(...)wypowiedzieli nam umowe najmu(...), musimy zamknąć przedszkole(...), jesteśmy tylko do końca marca (...)"
I znów strach, i znów nerwy, i znów zmiany...
A było tak dobrze....




PS: 5 miesięcy w Tęczowym Świecie - kolejne 5 możliwe, że w Pokoju Malucha, a jak dobrze będzie to od września państwowa placówka. Tyle zmian dla trzylatka w ciągu roku....

Komentarze

Popularne posty