Prywatne czy państwowe?
Rekrutację czas zacząć.
Na śląsku - 17 marca - zacznie się bój o dostanie się dziecka do przedszkola.
I w tym momencie zacznie się problem rodzica - prywatna placówka, czy może państwowa?
Przedszkole Tosi mieści się w prywatnym domu, zaadoptowanym na placówkę.
Dwie, trzy panie zajmują się około siedmiorgiem dzieci. Fajnie - bo nie ma problemu z ubieraniem dzieci na spacer, z pomocą przy przebieraniu czy jedzeniu. Tym samym mają więcej czasu dla każdego przy pracach ręcznych, zabawie.
Rytm dnia jaki wyznacza chodzenie do przedszkola sprawia, że Tosia nauczyła się jeść poranne śniadania, sama ładnie zjada zupę - z drugim już gorzej, ale postępy są widoczne.
Posiłki są przygotowywane w domu, baaardzo urozmaicone. W sumie to mogłabym brać przykład z przedszkolnego jadłospisu jak nie mam pomysłu na obiad.
Ogólnie - nabrała ogłady, potrafi się świetnie bawić z dziećmi, szybko zapamiętuje słowa piosenek.
Czy poza plusami są jakieś minusy? SĄ.
Ja widzę dwa:
1. mało dzieci w wieku Tosi - generalnie dzieci jest niewiele (bo placówka rozkręca się dopiero od września), średnia wieku 2-2,5 lat. Tosia jest najstarsza. Dlatego uważam, że państwowe przedszkole trochę bardziej otworzy ją na rówieśników.
2. cena - nie ukrywajmy, opłaty za prywatne przedszkola szarpią mocno domowym budżetem.
Ale cos za coś.
W poniedziałek zaczniemy rywalizację o państwowe przedszkole. Z jednej strony bardzo sie cieszę - z powodu wspomnianych już wcześniej dzieci - rówieśnicy, trochę mniej opłat. Z drugiej jednak strony - mam małe obawy. Jak szybko zaadoptuje się w nowym miejscu? Czy ilość dzieci jej nie przytłoczy? Czy jedna opiekunka na stadko 20-25 maluchów ogarnie wszystkich?
Pewnie są to obawy moje, matki, ale tak to już jest, że wszystko co nowe jest straszne dla nas rodziców. A dzieci - szybko się przyzwyczajają...
Na śląsku - 17 marca - zacznie się bój o dostanie się dziecka do przedszkola.
I w tym momencie zacznie się problem rodzica - prywatna placówka, czy może państwowa?
Przedszkole Tosi mieści się w prywatnym domu, zaadoptowanym na placówkę.
Dwie, trzy panie zajmują się około siedmiorgiem dzieci. Fajnie - bo nie ma problemu z ubieraniem dzieci na spacer, z pomocą przy przebieraniu czy jedzeniu. Tym samym mają więcej czasu dla każdego przy pracach ręcznych, zabawie.
Rytm dnia jaki wyznacza chodzenie do przedszkola sprawia, że Tosia nauczyła się jeść poranne śniadania, sama ładnie zjada zupę - z drugim już gorzej, ale postępy są widoczne.
Posiłki są przygotowywane w domu, baaardzo urozmaicone. W sumie to mogłabym brać przykład z przedszkolnego jadłospisu jak nie mam pomysłu na obiad.
Ogólnie - nabrała ogłady, potrafi się świetnie bawić z dziećmi, szybko zapamiętuje słowa piosenek.
Czy poza plusami są jakieś minusy? SĄ.
Ja widzę dwa:
1. mało dzieci w wieku Tosi - generalnie dzieci jest niewiele (bo placówka rozkręca się dopiero od września), średnia wieku 2-2,5 lat. Tosia jest najstarsza. Dlatego uważam, że państwowe przedszkole trochę bardziej otworzy ją na rówieśników.
2. cena - nie ukrywajmy, opłaty za prywatne przedszkola szarpią mocno domowym budżetem.
Ale cos za coś.
W poniedziałek zaczniemy rywalizację o państwowe przedszkole. Z jednej strony bardzo sie cieszę - z powodu wspomnianych już wcześniej dzieci - rówieśnicy, trochę mniej opłat. Z drugiej jednak strony - mam małe obawy. Jak szybko zaadoptuje się w nowym miejscu? Czy ilość dzieci jej nie przytłoczy? Czy jedna opiekunka na stadko 20-25 maluchów ogarnie wszystkich?
Pewnie są to obawy moje, matki, ale tak to już jest, że wszystko co nowe jest straszne dla nas rodziców. A dzieci - szybko się przyzwyczajają...
Komentarze
Prześlij komentarz