I na nas przyszedł czas!

Walizki się pakują - nie same oczywiście, Małż jest w tym specjalistą.

Po ciężkim, bardzo ciężkim tygodniu możemy jechać odpocząć.
Jak co roku, przed samymi wakacjami, Tosia musiała załapać jakieś świństwo, które kręciło się tak długo, aż skończyło się zapaleniem oskrzeli.
Cóż - w zeszłym roku lecieliśmy z zapaleniem krtani, w tym możemy z oskrzelami.

Ubrania wybrane, książki zapakowane (tylko dwie... no dobra - trzecią też bo jestem w trakcie!), tona lekarstw w pogotowiu...
Pogoda powinna być.
Morze ponoć ciepłe.
Liczę na zwiedzanie, leżakowanie, pyszne jedzenie (po powrocie udam się do dietetyka, obiecuję ;).

Jedynie dwie rzeczy mi nie pasują:
- lot - jak zawsze koszmarna ilość stresu! Może tym razem po odprawie znieczulę się.
 Zamiast kawy - drink!
- 4:15- godzina wylotu jest oszałamiająca! O drugiej w nocy mamy być na lotnisku, czyli o pierwszej trzeba wyjechać, czyli o północy muszę wstać (jeśli się położę). Czy jest sens się kłaść?

Podobnie jak w ubiegłym roku, od soboty, każdego dnia, będę aktywnie zapisywała co ciekawego się działo.
Bo wielką przyjemnością jest powracanie do postów wakacyjnych!
Pamiątka tak fajna, jak zdjęcia.

Cel podróży?
Górzysty kraj orłów z bardzo długą i piękną linią brzegową.
Kraj ludzi życzliwych i mafii, pysznego jedzenia, knajp w bunkrach i... morza mercedesów (kto ogląda Top Gear ten wie!).
Albanio, przybywamy!

Komentarze

Popularne posty