Trzy ostatnie koncerty.....

Ostatnio się ukulturalniam.
W październiku zaliczyłam koncert SDM w Będzinie. Fajnie było, mimo przygód z dojazdem, sporego spóźnienia, zmiany miejsc do siedzenia - udało się :)


Tradycyjnie - to co stare to jare. Piosenki Myszkowskiego, te "ogniskowe", "studenckie" są najlepsze.
Bo czarny blues jest najlepszy o czwartej nad ranem.


Kolejna eskapada - grudzień. Tuż przed świętami, z zimowymi piosenkami przybył Piasek.
Ktoś powie, że to ciepły chłopak. Może i ciepły. Ale fajny. Koncert był udany, dwie godziny fajnego grania. Stare przeboje - te po "Budzikom śmierć", nowe piosenki. I ten klimat... Wszystko w eleganckiej czerni, z odrobiną świateł, które stworzyły mega nastrój.

I ostatni, wczorajszy koncert:


Niby Soyka miał śpiewać Niemena. Owszem, śpiewał. Ale były tez jego piosenki, śpiewanie z publicznością, przepiękne solówki basisty, kontrabasisty i czarodzieja na kolanach.
Jedni powiedzą, że Niemena nie da się powtórzyć. Owszem, nie da. Ale interpretacja Soyki była fajna, dynamiczna, nieprzewidywalna. 

Reasumując - koncerty na żywo mają magię. I nie ważne, czy bardzo lubisz czy tylko lubisz artystę. Na żywo jest klimat jakiego nie odda żadna płyta, żadne radio.
Chciałam jeszcze podziękować moim kompanom - Marta, Wacław - THX.

A kolejny koncert - 3 marca, Gliwice - ponownie SDM - tym razem postaram się nie spóźnić :)

Komentarze

Popularne posty